Jako osoba bezrobotna mam teraz możliwość korzystać z atrakcji kulturalnych, których w ostatnim czasie nie brakowało. Zaczęło się we wtorek, w pierwszy dzień lata, który jest jednocześnie Świętem Muzyki (Fête de la Musique). Z tej okazji, na scenie ustawionej na głównej ulicy, odbywały się koncerty finalistów konkursu Class'Eurock, czyli młodych rockowych (i około rockowych) grup muzycznych. Na tej imprezie występować miał nawet zespół z Gdańska. Niestety nie miałam okazji go usłyszeć - podejrzewam, że występował na początku (który miał miejsce o godzinie 18:00, ja natomiast dotarłam tam około 19:00). Oprócz finalistów występujących na scenie, mnóstwo innych zespołów oraz DJ'ów grało na chodnikach wzdłuż całej ulicy Cours Mirabeau oraz w kilku innych punktach starego miasta. Ja jednak głównie skupiłam się na występach na scenie, które tak mnie wciągnęły, że zastała mnie tam północ (o której to Łukasz planowo kończy pracę, więc jeszcze się razem przespacerowaliśmy przez bawiące się na głównej ulicy tłumy i wróciliśmy do domu).
Dwa dni później, 23 czerwca, pod największą fontanną w mieście ,odbyła się kolejna impreza plenerowa: Feux de la Saint-Jean, czyli Ognie Świętego Jana. Były pokazy tańców prowansalskich, przemówienia jakiś lokalnych ważnych osobistości, które następnie wzięły płonące pochodnie, okrążyły czterokrotnie wielki stos gałęzi i ostatecznie podpaliły go. Ogień wystrzelił w górę i pięknie płonął. Gdy się już zmniejszył, i policja pozwoliła widzom się zbliżyć, znów zaczęły się tańce przy prowansalskiej muzyce, z tym, że teraz do przebranych prowansalskich tancerzy dołączyła publiczność. Na tej imprezie także dotrwałam do północy, w związku z czym spotkałam Łukasza i razem poszliśmy do domu.
Prowansalscy tancerze w akcji |
I ja tam byłam (choć na fontannie nie tańczyłam) |
W niedzielę, zgodnie z naszą "prowansalską tradycją" wybraliśmy się nad morze. Do kolejnego miasteczka na trasie pociągu jadącego wzdłuż Côte Bleue - tym razem było to: Ensuès-la-Redonne. W związku z tym, że jest to malutka miejscowość, większość czasu spędziliśmy na plaży, w pełnym słońcu, czego skutkiem była czerwona, piekąca opalenizna. Upał był tak niemiłosierny, że mimo tego, że woda była naprawdę zimna nawet ja skusiłam się na morską kąpiel - moją pierwszą w tym roku (Łukasz pływał już wcześniej, choć tym razem pierwszy raz miał okazję oglądać podwodne skały i rybki, dzięki zakupionej ostatnio masce i rurce).
Pomiędzy wiaduktami kolejowymi znajduje się stacja Ensuès-la-Redonne |
W oddali widoczne zabudowania Marsylii |
A teraz kończę, bo dziś wieczorem wybieram się na Cours Mirabeau gdzie, z okazji rozpoczynającego się wkrótce festiwalu muzyki klasycznej, odbędzie się koncert, na którym zostaną zagrane wybrane utwory z opery La Traviata. Spacerując w czasie dnia po centrum miasta widziałam, że pod sceną rozstawionych zostało wiele rzędów plastikowych krzesełek, mam więc cichą nadzieję, że uda mi się załapać na jedno z nich.
Miłego wieczoru!