wtorek, 31 stycznia 2012

Atak zimy!

Dziś rano spotkała nas nie lada niespodzianka. Wyglądając po przebudzeniu przez okno, zobaczyliśmy na dworze prawdziwą polską zimę :). Śnieg na drzewach, na samochodach, na chodnikach, a na dodatek wciąż padał wielkimi płatkami. I właściwie sypało tak aż do wieczora, z tym, że po południu padał bardziej taki deszcz ze śniegiem i od razu na ziemi się topił. Aczkolwiek z rana śnieżny krajobraz wyglądał naprawdę imponująco. Aż ciężko uwierzyć, że następujące zdjęcia obrazują zimę na południu Francji - ale tak właśnie jest, są to okolice naszego domu. 

Widok z naszego okna - na pierwszym planie, po prawej, nasz zaśnieżony Twinguś

A tak wyglądała poranna droga Łukasza do piekarni po bagietkę

Malutki park koło naszego domu (tak, to jest zima we Francji, wcale nie wyciągnęłam starych zdjęć ze śnieżnej Jeleniej Góry :))

Zielone krzaki ze śnieżną kołderką

Parking przed naszym blokiem

Tutaj to nawet mnie nie dziwi, że zima zaskoczyła drogowców... i co więcej kierowców

Tak wyglądał nasz pierwszy prawdziwy śnieg prowansalski, gdyż w zeszłym roku śniegu nie było wcale (ja widziałam tylko jednej nocy padające płatki). Jak się zapewne domyślacie, taki śnieg wprowadził sporo zamieszania, głównie w ruchu ulicznym, na autostradach było sporo utrudnień w ruchu. Odbiło się to też na autobusach kursowych, a ze względu na opady śniegu pociągi TGV musiały zredukować swoją prędkość. Z tego co wiem, to nawet jedna szkoła średnia w Aix została po południu zamknięta i będzie zamknięta do czwartku włącznie, z powodu opadów śniegu. Tak więc mamy tu zimę na całego :).

czwartek, 19 stycznia 2012

Wsi spokojna ...

Ostatnie dwie noce spędziłam poza domem, nocując u Beatrice, którą się opiekuję. Mieszka ona w małej wiosce, niedaleko Aix, w domku otoczonym kawałkiem ziemi (cisza i spokój, choć w pobliżu biegnie autostrada i droga szybkiego ruchu). W związku z tym, że moja zmiana zaczynała się o 22.00, a jednym z moich zadań było karmienie psów (które mieszkają na dworze), miałam okazję rozkoszować się widokiem pięknego, rozgwieżdżonego nieba. Do nowych umiejętności zdobytych na francuskiej wsi, poza podawaniem psu lekarstw w tabletkach, zaliczyć też mogę rozpalanie w kominku (muszę przyznać, że za pierwszym razem poszło mi średnio, ale już za drugim razem wszystko się pięknie rozpaliło, mogę więc śmiało nabywać dom z kominkiem :). Moja praca polegała w przeważającej mierze na oglądaniu telewizji i filmów, mogłam się nawet trochę przespać, choć dla mnie, największego śpiocha w rodzinie, te kilka godzin snu było na tyle niewystarczające, że później w domu, jak tylko przysiadłam na łóżku to zasypiałam :). Najważniejsze jednak, że noce przebiegły relatywnie spokojnie, bez dramatycznego pogorszenia się stanu zdrowia Beatrice - czego się najbardziej obawiałam. Czego zresztą zawsze się najbardziej obawiam zostając z nią sama, bo radzenie sobie z jakimś zagrożeniem życia ogólnie nie należy do zadań łatwych, a co dopiero radzenie sobie w takiej sytuacji po francusku - miejmy jednak nadzieję, że nie będzie mi dane przekonać się, jak by to wyglądało.

Poza moimi nocnymi zmianami, nic szczególnie ciekawego się u nas nie dzieje. Łukasz jest ostatnio trochę podziębiony, w związku z tym nie byliśmy nawet w ostatnim czasie na żadnej wyciecze; mam jednak nadzieję, że to wkrótce nadrobimy. Z ciekawostek, to jedynie to, że w zeszłą niedzielę byłam na polskim kolędowaniu, w jednym z tutejszych kościołów. Organizowane było ono przez polskie stowarzyszenie z Aix - Polonica. Wiedzieliśmy o nim już od dawna, ale do tej pory nie spotkaliśmy się nigdy z jego członkami. Uznałam więc, że czas najwyższy przekonać się, co to za ludzie. Kolędowanie było całkiem sympatyczne, ale okazało się, że cechą wspólną przeważającej większości osób było posiadanie kilkuletniego dziecka lub (a często także oraz) męża Francuza. Pozostałe osoby, które nie były trzydziestokilkuletnimi rodzicami, to starsze bądź młodsze osoby starsze. Jako, że nie za bardzo się odnalazłam w tym towarzystwie, a do tego, do najśmielszych nie należę, pośpiewałam kolędy, nikogo nie zagadałam i wróciłam do domu. Ale przyjemnie było się poczuć jak w Polsce :).  I tym patriotycznym akcentem kończę, życząc dobrej nocy.

czwartek, 12 stycznia 2012

Noworocznie.

Szczęśliwego Nowego Roku!

U nas rok 2012 płynie jak na razie raczej spokojnie. Po bożonarodzeniowej wyprawie do Polski, która choć krótka, była bardzo udana, wróciliśmy do Aix, gdzie spędziliśmy Sylwestra w naszym mieszkanku. A w nowym roku Łukasz kontynuuje poszukiwania pracy, a ja wdrażam się swoją. Zostałam opiekunką/towarzyszką chorej osoby (co tutaj nazywa się asystentem życia - l'auxiliaire de vie, czyt. oksiljer de wi). Moim zadaniem jest odwiedzanie jej w domu i pomoc w codziennym życiu. Jednak jako, że kobieta, którą się zajmuję mieszka z przyjacielem, a także ma zapewnioną pomoc innych osób (pielęgniarki, fizjoterapeuty oraz innej asystentki, zajmującej się sprzątaniem) moja rola ograniczała się głównie do rozmów, ewentualnych zakupów, czy prasowania. Do tej pory jeździłam do niej 3 razy w tygodniu na kilka godzin i spędzałyśmy razem czas (zazwyczaj nawet we trójkę, z jej przyjacielem). Ale teraz mój grafik ma się zmienić, ponieważ mam spędzać u niej jedną noc w tygodniu, pomagając jej przy wieczornej i porannej toalecie, a do tego odwiedzać ją jeszcze z raz czy dwa razy na tydzień, ale to już za dnia. Mam nadzieję, że będzie to działało równie dobrze, jak teraz. 

W związku ze spokojnym życiem zawodowym, mamy teraz sporo wspólnego, wolnego czasu, więc odpoczywamy, czytamy, oglądamy seriale, czy spacerujemy. A ponieważ wczoraj zaczęły się zimowe wyprzedaże i Francuzi tłumnie ruszyli na podbój sklepów, my także wybraliśmy się dzisiaj na większe zakupy i uzupełniliśmy braki w naszych garderobach :). 

W miniony weekend wybraliśmy się natomiast na mały (ze względu na szalejący mistral) spacer w okolicznym miasteczku Les Pennes-Mirabeau (malowniczo położonym na wzgórzu) oraz u stóp góry Świętej Wiktorii. W miasteczku spacerowaliśmy po starym mieście, oraz obejrzeliśmy wiatrak, który liczy sobie prawie dwa wieki. Później zaś spacerowaliśmy skrajem lasu, przy plantacjach oliwek z pięknym widokiem na grzbiet Sainte-Victoire.







Jeszcze raz wszystkiego dobrego na każdy dzień nowego roku! Bisous!