środa, 20 kwietnia 2011

Poniedziałek w La Ciotat.

Wczoraj wybraliśmy się do La Ciotat (wymawiamy: la siota). Jest to małe nadmorskie miasteczko, w którym bracia Lumière nakręcili jeden ze swoich pierwszych filmów ("Przyjazd pociągu na dworzec w La Ciotat" 1895 r.) i w którym znajduje się najstarsze istniejące kino na świecie (kino Eden). W mieście tym znajdują się urocze zatoczki oraz przepięknie utrzymany park du Mugel

Stary ratusz, w którym obecnie znajduje się muzeum

Stary Port

Zatoczka du Mugel

Widok z parku du Mugel

Punkt widokowy na skałach

Widok na zatoczkę de Figuerolles

Plaża miejska

Kino Eden

środa, 13 kwietnia 2011

Radosne oczekiwanie.

Za trzy dni mój upragniony, wyczekiwany, długi urlop :)

Za dwa tygodnie przybywam do Ojczyzny (28 kwiecień - 3 maj). Ostatnie wyzwanie, jakim było podróżowanie po nieprzespanej nocy przez Warszawę i Niceę zakończyło się sukcesem, tym razem postanowiłam więc przetestować jeszcze inną trasę i lecę z Paryża (na szczęście do Wrocławia, więc przynajmniej polska część podróży będzie się odbywać w dobrze znanym mi terenie :). Właściwie to lotnisko (Paris Beauvais Tillé) położone jest jakieś 60 km od stolicy Francji, więc nie wiem, kto je nazwał Paryż (ale to lotnisko tanich linii, więc nie nazwa jest najważniejsza tylko cena :). Czeka mnie więc kolejna podróż TGV, tym razem tym prawdziwym, szybkim - z Aix do Paryża w 3 godziny.

A teraz, po podzieleniu się z Wami radosną nowiną, uciekam do pracy. Miłego wieczoru (pomyślcie sobie, jakie to cudowne, że nie musicie wychodzić jeszcze raz do roboty dzisiaj:).

Do zobaczenia wkrótce! :)))

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Pierwsze plażowanie!!!

W końcu! W ten weekend udało nam się wreszcie wybrać pierwszy raz w tym roku na plażę. Pogoda dopisała, piękne, niebieskie niebo i prawie 30 stopni, więc jak na kwiecień naprawdę wspaniale.
Skorzystaliśmy z rady Olivier'a, który polecił mi plaże na zachód od Marsylii, na Côte Bleue (czyli na niebieskim wybrzeżu). Można tam dotrzeć pociągiem z Marsylii, który jedzie wzdłuż wybrzeża i z którego rozciągają się przepiękne widoki na urocze zatoczki z wodą o pięknym kolorze.

Wzdłuż tej trasy znajduje się mnóstwo małych, nadmorskich miejscowości. W tą niedzielę zdecydowaliśmy się na Sausset-les-Pins. Jest ono położone nad kamienistymi plażami, które w niektórych miejscach składają się z wielu małych (lub też trochę większych) kamyczków, a w innych są po prostu litą, porowatą skałą. Wzdłuż plaży, przez całą miejscowość, ciągnie się deptak, idealny na niedzielne spacery :). Niestety razem z promenadą ciągnie się też ulica i trzeba przejść kawałek poza granicę miejscowości, by trafić do plaż usytuowanych bardziej zacisznie. 

Widoki z pociągu



Sausset-les-Pins




Choć warunki były idealne do opalania (trochę się niestety miejscami spaliliśmy na czerwono) to woda jeszcze była lodowata i niewielu śmiałków wytrzymało kąpiele dłuższe niż dosłownie trzy minuty. Na razie zadowoliliśmy się zamoczeniem stóp :).

Aha, a dzisiaj, muszę się Wam pochwalić, dokonaliśmy zakupu naszego pierwszego telewizora :). Myślę, że i tak całkiem długo udało nam się bez niego obywać. Teraz będzie nam służył do osłuchiwania się z językiem francuskim. Zobaczymy jakie będą efekty nauki.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Truskawki i kabriolety, czyli lato w pełni.

W ten weekend zawitało do nas piękne wiosenne lato. Kabriolety wyjechały na ulice. A my pierwszy raz w tym roku kupiliśmy truskawki. Nie są to oczywiście pyszne, polskie czerwcowe truskaweczki, tylko takie piękne, wielkie, czerwone hiszpańskie nadmuchane truskawy sprzedawane w plastikowych pudełeczkach, ale mimo wszystko niezłe. Od razu jakoś bardziej wakacyjnie się zrobiło (oczywiście pomijając fakt, ze trzeba harować na zmywaku ;). 

Z zaległych wieści, to już prawie dwa tygodnie temu urodziło się nasze restauracyjne dziecko, czyli mała Ambre. Przyszła na świat w dzień wiosny, 21 marca - całkiem miła data jak na urodziny. W związku jednak z tym, że był to poniedziałek to narodziny nie miały żadnego wpływu na pracę w Ze Bistro. I mimo obiecanego tygodnia wolnego pracowaliśmy normalnie (ponieważ mama z maleństwem i tak były jeszcze w szpitalu po porodzie). Dopiero po weekendzie dostałam trzy dni wolnego, więc mogłam trochę odpocząć.

Ale już od piątku koniec sielanki i musiałam się ostro zabrać do roboty. Łukasz też już wrócił do pracy po zwolnieniu. Jego rana ładnie się zagoiła, została tylko blizna (wygląda jak narysowana, blizna idealna - jedna długa kreska przecięta poprzecznymi krótkimi kreseczkami).
Jutro, w związku z tym, że w końcu chyba będzie ładna pogoda w weekend, wybieramy się do małej nadmorskiej miejscowości. Już nie mogę się doczekać. 
Pozdrawiamy Was wiosennie!