niedziela, 20 marca 2011

Zaległe newsy z francuskiej ziemi.

Hmmm, o czym to ja ostatnio pisałam... Wybaczcie, że wpisy coraz rzadsze, ale myślę, że rozumiecie żywot człowieka pracującego - praca, dom, praca, dom (a w naszym wykonaniu to jeszcze dwa razy dziennie praca), więc każda wolna chwila w tygodniu jest na wagę złota. Zresztą najczęściej nie ma za wiele rzeczy do opisywania, swoje dnie spędzam przeważnie z odkurzaczem, szmatą oraz moimi dwoma zmywarkami, więc nic niezwykle ciekawego się nie dzieje :) 

Ostatnio więcej wydarzyło się w życiu Łukasza, który niestety, jakiś tydzień temu, miał mały wypadek w pracy - rozciął sobie rękę na przedramieniu, w związku z czym miał bliskie spotkanie z francuskim szpitalem, w którym to pan doktor ładnie go załatał pięcioma szwami. Teraz jest na dwutygodniowym zwolnieniu, czekamy aż rana się zrośnie, a szwy rozpuszczą. Jakieś nieszczególnie bezpieczne miejsce jest w kuchni restauracji, w której Łukasz pracuje, bo w czasie jego krótkiej kariery tam, dwie osoby przed nim zdążyły się na progu wywrócić. 

O właśnie! Tutaj możecie obejrzeć stronę restauracji Le Formal, w której pracuje Łukasz. W tej "jego" restauracji pracuje znacznie więcej osób niż u mnie (ale chyba ciężko przebić Ze Bistro, z jednym szefem-kucharzem-managerem, jednym kucharzem i jedną zmywaczko-sprzątaczką :), bo Aurore'a właściwie już w knajpie nie bywa, ale nie ma się co dziwić, poród już tuż tuż). Le Formal także jest prowadzona przez małżeństwo, Jean Luc'a oraz Yvonne (która jest holenderką, ale mieszka we Francji już od dawna). Szefostwo Łukasza też jest przesympatyczne, więc trzeba przyznać, że do ludzi mamy tu jakieś wybitne szczęście :). Oby tak dalej, bo jacyś znajomi by się tu przydali :).

Z ciekawostek muszę się pochwalić, że byliśmy dziś pierwszy raz we francuskim kinie, na francuskim filmie :). A to z okazji wiosennej promocji, podczas której bilet do kina kosztuje 3,5 euro, można więc spokojnie zaryzykować taką kwotę, nawet jak byśmy mieli nic nie zrozumieć ;). Na szczęście rozważnie wybraliśmy sobie lekką komedię i choć może nie zrozumieliśmy wszystkich dialogów, to fabułę jak najbardziej, pośmialiśmy się i było bardzo fajnie. Ja byłam tylko zdziwiona, bo spodziewałam się, że kino w takiej drogiej, turystycznej miejscowości będzie nie wiem jak "wypasione", a właściwie było gorsze niż wrocławski Helios. Łukasz przekonywał mnie, że to dlatego, że Helios jest w nowym budownictwie, a to kino tutaj w adaptowanej kamienicy, ale jednak wnętrze jakieś takie nieciekawe. Nie wyglądało to ani zbyt nowocześnie, ani elegancko (Łukasz kazał mi napisać tutaj, że nie zgadza się z moją opinią :P ). Co ciekawe natomiast fotele w sali nie były numerowane jak u nas, czyli obowiązuje prawo dżungli ;). 

I to chyba wszystko z bardziej znaczących wydarzeń z ostatniego czasu. Pozdrawiamy Was wiosennie!

wtorek, 8 marca 2011

Tydzień pełen wrażeń.

W pierwszym tygodniu marca naprawdę sporo się u nas działo. Zajmijmy się więc najważniejszymi sprawami. :)

Od 1 marca Łukasz ma pracę! Mój szef powiedział mi w sobotę przed wyjazdem, że jego znajomy restaurator szuka u siebie kogoś na zmywak. A ten znajomy zdecydował się dać Łukaszowi szansę. :) W ten oto sposób zostaliśmy rodziną zmywaków. :) W czasie kiedy ja odpoczywałam w Polsce na urlopie, Łukasz harował na swoim tygodniu próbnym, ale za to są efekty - dostał umowę na 3 miesiące. Najlepsze jest to, że ta restauracja jest otwarta podobnie jak Ze Bistro - w ten oto sposób mamy teraz razem wolne w niedzielę i poniedziałek, a i w dni pracujące pracujemy w zbliżonych godzinach. 

Dotarłam bezpiecznie z powrotem do Francji. :) Mimo, że byłam po weselu i nie spałam ani chwili, jakimś cudem nie przepasłam żadnej przesiadki i spokojnie wróciłam wieczorem do domku. Choć chwilami oczy to już ledwo otwierałam. Loty samolotami spokojne i przyjemne. Nicea, z okna autobusu kursującego między lotniskiem a dworcem ichniego PKP (czyli SNCF), bardzo ładne, taka wakacyjna, ale w końcu to Lazurowe Wybrzeże. Natomiast TGV na tym fragmencie trasy którym ja jechałam, jechał wolno jak zwykły pociąg i zatrzymywał się w wielu nadmorskich miejscowościach (wygląda więc na to, że w pędzące do Paryża TGV musiał się przeistoczyć jakoś za Aix).  Byłaby to pewnie jedna z ładniejszych tras jakimi jechałam, ale niestety wtedy już miałam kłopoty z otwieraniem oczu i starałam się tylko nie przespać Aix.

Odwiedziłam ojczyznę. :))) Był to pobyt krótki, z napiętym grafikiem i mnóstwem spraw do załatwienia (a jeszcze się przeziębiłam do tego), więc minął szybko, ale sporo się działo. I w końcu wszyscy mnie rozumieli, a ja ich. Mogłam się swobodnie wypowiadać i rozmawiać z ludźmi - nawet nie wiecie, jakie to piękne. :) Udało mi się spotkać z całkiem sporym gronem bliskich mi osób (a z tymi, których zobaczyć się nie udało, mam nadzieję, że nadrobimy przy najbliższej okazji). 
Ech, czemuś my się wszyscy nie urodzili nad Morzem Śródziemnym? ... Czemu muszę wybierać między miejscem, które uwielbiam, a ludźmi, których kocham? Nie myśleliście, żeby się przenieść do Aix? ;)))

Kończę, bo skończyła się tygodniowa sielanka, od wczoraj już wróciłam do mojej harówki ze zmywakiem, odkurzaczem i szmatą w dłoni. :) Idę więc sobie po francusku pomilczeć do moich garów. 
Pozdrawiam.