czwartek, 19 stycznia 2012

Wsi spokojna ...

Ostatnie dwie noce spędziłam poza domem, nocując u Beatrice, którą się opiekuję. Mieszka ona w małej wiosce, niedaleko Aix, w domku otoczonym kawałkiem ziemi (cisza i spokój, choć w pobliżu biegnie autostrada i droga szybkiego ruchu). W związku z tym, że moja zmiana zaczynała się o 22.00, a jednym z moich zadań było karmienie psów (które mieszkają na dworze), miałam okazję rozkoszować się widokiem pięknego, rozgwieżdżonego nieba. Do nowych umiejętności zdobytych na francuskiej wsi, poza podawaniem psu lekarstw w tabletkach, zaliczyć też mogę rozpalanie w kominku (muszę przyznać, że za pierwszym razem poszło mi średnio, ale już za drugim razem wszystko się pięknie rozpaliło, mogę więc śmiało nabywać dom z kominkiem :). Moja praca polegała w przeważającej mierze na oglądaniu telewizji i filmów, mogłam się nawet trochę przespać, choć dla mnie, największego śpiocha w rodzinie, te kilka godzin snu było na tyle niewystarczające, że później w domu, jak tylko przysiadłam na łóżku to zasypiałam :). Najważniejsze jednak, że noce przebiegły relatywnie spokojnie, bez dramatycznego pogorszenia się stanu zdrowia Beatrice - czego się najbardziej obawiałam. Czego zresztą zawsze się najbardziej obawiam zostając z nią sama, bo radzenie sobie z jakimś zagrożeniem życia ogólnie nie należy do zadań łatwych, a co dopiero radzenie sobie w takiej sytuacji po francusku - miejmy jednak nadzieję, że nie będzie mi dane przekonać się, jak by to wyglądało.

Poza moimi nocnymi zmianami, nic szczególnie ciekawego się u nas nie dzieje. Łukasz jest ostatnio trochę podziębiony, w związku z tym nie byliśmy nawet w ostatnim czasie na żadnej wyciecze; mam jednak nadzieję, że to wkrótce nadrobimy. Z ciekawostek, to jedynie to, że w zeszłą niedzielę byłam na polskim kolędowaniu, w jednym z tutejszych kościołów. Organizowane było ono przez polskie stowarzyszenie z Aix - Polonica. Wiedzieliśmy o nim już od dawna, ale do tej pory nie spotkaliśmy się nigdy z jego członkami. Uznałam więc, że czas najwyższy przekonać się, co to za ludzie. Kolędowanie było całkiem sympatyczne, ale okazało się, że cechą wspólną przeważającej większości osób było posiadanie kilkuletniego dziecka lub (a często także oraz) męża Francuza. Pozostałe osoby, które nie były trzydziestokilkuletnimi rodzicami, to starsze bądź młodsze osoby starsze. Jako, że nie za bardzo się odnalazłam w tym towarzystwie, a do tego, do najśmielszych nie należę, pośpiewałam kolędy, nikogo nie zagadałam i wróciłam do domu. Ale przyjemnie było się poczuć jak w Polsce :).  I tym patriotycznym akcentem kończę, życząc dobrej nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz