środa, 6 lipca 2011

Niedziela pod znakiem prowansalskich przysmaków i win.

Dla odmiany w ostatnią niedzielę nie plażowaliśmy, ponieważ wybraliśmy się do pobliskiej miejscowości na 19nasty Festiwal Gastronomii Prowansalskiej (naszego regionu - Pays d'Aix jest to coś na kształt wspólnoty czy stowarzyszenia Aix oraz 33 pobliskich miejscowości). Na festiwalu tym prezentują się restauratorzy, właściciele okolicznych winnic i inni producenci lokalni, np. cukiernicy. Na załączonym plakacie zwróćcie uwagę na nazwy przy cebuli i dyni. Le Formal oraz Ze Bistro! Czyli tak się złożyło, że w tym roku obaj nasi pracodawcy (mój były pracodawca gwoli ścisłości) brali udział w tej imprezie. Nie mogło więc tam zabraknąć ich ciekawskich zmywaków :).

Na tegorocznym festiwalu prezentowało się 8 restauratorów (z czego ja znałam 4 szefów kuchni! Naszych szefów oczywiście, do tego właściciela restauracji znajdującej się naprzeciwko Ze Bistro oraz znajomego Oliviera, w którego restauracji byliśmy na bożonarodzeniowej kolacji). Było także wiele małych tutejszych winnic oraz cukiernicy, piekarze, sprzedawcy miodu itp. Przy wejściu na teren imprezy można było zakupić karnety (za 10 bądź 20 euro), składające się z biletów za jeden lub dwa euro i na terenie imprezy płaciło się za wszystko tymi biletami. Pierwszy wydatek pojawił się jeszcze przed festiwalowymi kramami - należało zaopatrzyć się w kartonową tackę, plastikowe sztućce i kieliszek (kieliszek na szczęście szklany z wygrawerowaną nazwą festiwalu i herbem Châteauneuf-le-Rouge, więc stanowi świetną pamiątkę).

My oczywiście najpierw udaliśmy się do stoisk Jean-Luc'a oraz Olivier'a, aby się przywitać i zakupić pierwsze dania. Szefowa Łukasza podarowała nam po przystawce (chlebek z łososiem i truflami), a u Aurory zakupiliśmy po daniu głównym (ryba w sosie cytrynowym z cukinią). Do tego po kieliszku różowego, belgijskiego (widać nie wszystkie winnice były z okolicy :)) winka i już można rozsiadać się przy stołach i kosztować smakołyki. Niestety ja nie lubię trufli, więc ich smak psuł mi wrażenia z degustacji przystawki. Ryba natomiast była w porządku, ale też nic nadzwyczajnego. Ruszyliśmy więc z powrotem w kierunku stoisk, bo mi spodobały się podpatrzone, u innych degustujących osób, dania z wbitą gałązką lawendy i koniecznie chciałam je znaleźć i spróbować. 






Znaleźliśmy restauratorów, którzy te dania serwowali i zakupiliśmy u nich jakieś owoce morza (nie jestem pewna co to było, coś na kształt ośmiornic) z warzywami.







Do tego zakupiłam kieliszek białego wina z miejscowej winnicy i poszliśmy szukać miejsca, by spożyć kolejne przysmaki.





Udało się - cała beczka nasza! :) Okazało się, że owoce morza nie tylko pięknie podane, ale i bardzo smaczne. A tutejsze wino - przepyszne. To był bardzo udany zestaw.













Byliśmy już naprawdę najedzeni, nadszedł więc czas trochę się pokręcić po festiwalu i uwiecznić go dla potomności :) 

Krokodyl czy żółwik?

Tłok przy stoisku Le Formal; po prawej stronie w głębi, w białej koszuli - szef Łukasza

Stoisko Ze Bisto; w czapeczce - mój były szef


 



Nadszedł wreszcie czas na coś słodkiego. Ze względu na moje uwielbienie dla wszelkich słodyczy, wybór nie był łatwy. Zdecydowaliśmy się zakupić desery u pary restauratorów, którzy są znajomymi Oliviera i Aurory. Wybór okazał się bardzo udany. Deser w kształcie jajka - wspaniały!









W związku z zapełnieniem żołądków oraz kończącymi się karnetami, postanowiliśmy zrobić sobie przerwę i wybrać się do pobliskiego parku, gdzie rozłożyliśmy sobie ręczniki i niedzielnie leniuchowaliśmy :). 

"Zarośnięty" budynek ratusza 

Tak, Łukasz też tam był ;) Wiem, że to zdjęcie niczego nie udawania, ale musicie mi uwierzyć, że jest zrobione w dzień festiwalu, w pobliskim parku, w którym to znajdowały się takie wąskie, "drzewiaste" uliczki



Po relaksie w parku wróciliśmy na teren festiwalu i zakupiliśmy sobie butelkę wina, które smakowaliśmy z naszych pamiątkowych kieliszków, przy dźwiękach jazzu, gdyż właśnie rozpoczął się koncert. Niestety w części koncertowej nie dane nam było zbyt długo uczestniczyć, ponieważ musieliśmy iść na ostatni autobus jadący do Aix. Mimo to festiwal bardzo nam się podobał i świetnie się bawiliśmy :)




Na koniec ciekawostka techniczna. Ponieważ festiwal odbywał się na świeżym powietrzu, w upalny (jak zwykle) dzień, zastosowano ciekawą metodę "klimatyzacji". Nam się bardzo podobała. Spójrzcie sami. 


Wydobywająca się z tej instalacji zimna para wodna była cudownym orzeźwieniem. Na upały - idealne. Szkoda, że nie mamy czegoś takiego w domu ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz