piątek, 21 stycznia 2011

Śnieg !!!

Śpieszę Wam donieść, że wczoraj o północy, wracając z pracy, pierwszy raz doświadczyłam padającego na południu Francji śniegu! Co prawda widać tylko było, że pada, ziemia była po prostu mokra, ale jednak się liczy :) Także mamy tu zimę :) A właściwie mały atak zimy, bo na początku stycznia było chwilami naprawdę bardzo ciepło, około kilkunastu stopni, już nawet myśleliśmy, że od stycznia będziemy tu mieli wiosnę, ale jednak nie. Czekamy więc na nią dalej.

Muszę Wam jeszcze opowiedzieć o imprezie u klienta, w której brałam udział w zeszłym tygodniu. Okazało się, że wywieźliśmy pół naszej restauracji do klienta z okazji 50tych urodzin. Impreza mniej więcej jak nasze wesele, tyle, że bez DJ'a. Wszystko odbywało się w pobliskiej miejscowości, w domu, w którym na parterze w salonie oraz na zadaszonym tarasie ustawiono 5 okrągłych stołów, przy których zasiadło 50 osób. My natomiast mieliśmy do dyspozycji całkiem sporą kuchnię, oraz część tarasu na wszystkie nasze graty. Oprócz stałej ekipy z naszej restauracji, było z nami jeszcze dwóch zaprzyjaźnionych z Olivierem kucharzy. Wszystko zaczęło się od szampana, z lampką którego goście mogli sobie krążyć po holu i po pokoju i witać się z innymi uczestnikami imprezy. Wtedy też był najbardziej stresujący moment dla mnie, ponieważ Olivier wręczył mi tacę z przystawkami, powiedział mi, co to są za pyszności i wysłał mnie w tłum gości. Tyle, że ja albo nie do końca rozumiałam co jest na tej tacy, albo nie mogłam tego zapamiętać i powtórzyć (już nie wspomnę o tym, że mnie w ogóle ogarnia lęk, gdy jest taka możliwość, że ktoś coś do mnie powie po francusku). A to było oczywiście to, co goście chcieli wiedzieć, czyli czym to ja ich częstuję :D. Żeby to jeszcze były jakieś proste, krótkie słowa. Ale nie - była zupa z kasztanów z jakimś serem, coś z łososia w zielonej herbacie, oraz coś z drobiu z cytryną i szafranem. Mam nadzieję, że jesteście sobie w stanie wyobrazić, jaka to była komedia (oczywiście dla mnie - tragedia). Goście albo nie rozumieli (bo przecież ja na początku nie wiedziałam nawet, co ja właściwie usiłuje powiedzieć :), albo ja dukałam to wolno, jak ciężko upośledzona. Czemu nie pojechaliśmy do Anglii?

Potem goście już sobie usiedli przy stołach i po prostu trzeba im było nosić jedzenie, oraz potem zabierać talerze. Robiłam to ja oraz jeden z kucharzy. Oczywiście on to wszystko robił pewnie i spokojnie, brał po kilka talerzy, a ja za każdym razem cała w nerwach, z dwoma, po jednym w jednej ręce. A przy sprzątaniu ze stołów to on ustawiał sobie mega piramidę na nadgarstku i wychodził pewnym krokiem, a ja ledwo niosłam te kilka talerzy, które udało mi się wziąć :) Z talerzami i kieliszkami też była ciekawa sprawa, bo na pewno nie były one z tego domu, bo były popakowane w różne pojemniki, czy wiadra i my je po prostu z nich wyjmowaliśmy, a potem wkładaliśmy brudne z powrotem. A że nie wyglądało to jak ze sklepu, tylko raczej tak profesjonalnie, to zastanawiałam się czy to z jakiejś restauracji wypożyczyli, czy skąd. Nie mam pojęcia.

Ogólnie była przystawka, danie główne, potem deser, potem kawka. Ja kursowałam między salą a kuchnią i tak wieczór zleciał. Gościom potem zebrało się nawet na tańce w holu :) Nie brakowało też atrakcji - w czasie wieczoru były jakieś śpiewy, tańce i prezentacje multimedialne. Jakaś część gości przebrała się nawet w pewnym momencie za ... wina! Znaczy, za butelki od win. Narzucili na siebie worki, białe albo bordowe, do których poprzypinali etykiety, a na głowy powkładali swoje "szyjki" - rulony z brystolu. Także impreza na całego (niestety nie wiem, o co chodziło z tymi winami :).

A teraz lecę do pracy - pozdrawiamy !!

4 komentarze:

  1. No no, a jak po francusku będą te nazwy potraw, na których sobie łamałaś język :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może z tym lękiem do mówienia po francusku trzeba byłoby udać się po poradę do jakiegoś psychologa? :) Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Elvis, ja też chciałabym wiedzieć :D

    Radek, wizyta u psychologa mojej osobie na pewno by nie zaszkodziła, nie tylko z powodu francuskich lęków ;)

    Pozdrowionka :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej Niczko!

    Nareszcie jakieś wieści :)
    Śnieg w Prowansji? Hoho toż to wydarzenie :)
    Niezła impreza była widzę ;) Już sobie Ciebie Niczko wyobrażam jak tam biegałas między gośćmi ;)
    Pozdrowionka!
    Asiek
    PS. Zaraz skrobnę jakiego krótkiego maila :)

    OdpowiedzUsuń