czwartek, 11 listopada 2010

Jestem bólem, czyli szybki update.


Mam pracę! Na razie na miesiąc próbny. W poniedziałek miałam rozmowę, a od wtorku już sobie pracuję :) Aby wpisać się w polski styl emigracyjny, pracuję na zmywaku (oraz wykonuję wszelkie pracę sprzątające). Jednak w obecnej sytuacji lingwistycznej, jest to szczyt marzeń :) 

Przez ostatnie kilka dni tyle się u mnie dzieje, że nie wiem od czego zacząć. Ale dziś napiszę Wam tylko trochę, bo mam teraz przerwę w pracy. Jutro natomiast pracuję tylko 3,5 godziny wieczorem, więc będę miała prawie cały dzień, żeby w końcu odpocząć i poopowiadać Wam o przygodach pomywaczki ;). 

Na razie możecie sobie zobaczyć restauracyjkę, w której pracuję: Ze Bistro (jest wersja angielska :). Na stronie głównej możecie zobaczyć kawałek wystroju (a właściwie to całkiem spory kawałek, bo ta restauracja jest naprawdę maleńka, jest tam chyba z 10 stolików, i to takich na 2 osoby!) . Natomiast w zakładce Le Chef/Our Chef właściciela knajpki, czyli mojego szefa :). W Ze Bistro pracują w ogóle tylko 4 osoby, z czego dwoje to właściciele: Olivier oraz jego żona Aurore (imię to oznacza jutrzenkę, zorzę), która jest w ciąży z malutką Ambre (natomiast to imię to - bursztyn). Do tego jest jeszcze jeden kucharz, młody chłopak - Alex. Oraz zmywak, czyli ja :) 

Restauracja ta ma wybitnie dziwne godziny otwarcia, jak na restaurację (ale to pewnie wynika z jej kameralnego charakteru). Od wtorku do piątku jest otwarta w czasie lunchu (od 12:30 do 14.00-14.30) oraz wieczorem (pomiędzy 19.30 a 23:00-23.30). Natomiast w sobotę tylko wieczorem (ale za to do trochę późniejszych godzin, do jakiejś 1:00 w  nocy). Z tego też wynikają moje śmieszne godziny pracy - od wtorku do piątku pracuję od 10:30 do 16:00 (w tym czasie z rana ogarniam restaurację, a w czasie lunchu zmywam, ale za to o 12:00 jest pół godziny przerwy i jemy wspólnie posiłek - ale super :), a później od 20:30 do północy (wieczorem tylko zmywanie). A w soboty pracuję tylko wieczorem (20:30 - 1:30).

I tak też sobie pracuję od wtorku i padam. Boli mnie wszystko, plecy, nogi, ręce. Albo się schylam z odkurzaczem, albo ze szczotą , albo przy zlewie i zmywaku, albo targam wielkie gary albo układam rzeczy na strasznie wysokich półkach (nigdy do tej pory nie myślałam, że niska jestem, heh). A że ciało nie przyzwyczajone, to jest masakra. Cały czas czuję wszystkie swoje mięśnie. Na moje szczęście przez najbliższe dwa tygodnie restauracja jest zamknięta w czasie lunchu i pracujemy tylko wieczorem (co prawda czasem dłużej niż normalnie, ale jednak tylko jeden raz w czasie dnia trzeba iść do pracy). Mam więc ogromną nadzieję, że w tym czasie moje ciało przywyknie do nowych obowiązków. Tylko dłoni żal, bo mięśnie się w końcu wyrobią, a moje dłonie już są całe poharatane i suche, więc strach się bać co będzie potem :)

Jutro napisze Wam więcej ciekawostek, bo jutro też wyjątkowo pracujemy tylko wieczorem (i to mnie tylko trzyma przy życiu i tylko dlatego jestem w stanie pójść tam znowu za jakąś godzinę).

W związku z powyższym w kąciku lingwistycznym nie może się dziś znaleźć inne słówko niż: la plongeuse (la plążes) - czyli nazwa mojego nowego zawodu - pomywaczka naczyń :). Słówko to (forma męska: le plongeur) oznacza także nurka. Zostałam więc nurkującą w garach ;)

Bises!

1 komentarz: