poniedziałek, 8 listopada 2010

Przygody pomocy domowej i ...

Niedzielę spędziliśmy kulturalnie - Elwira dowiedziała się, że w pierwszą niedzielę miesiąca można za darmo zwiedzić Musée Granet (Muzeum Granet'a, choć to raczej galeria sztuki). Mieliśmy tam okazję podziwiać rzeźby twórców tego regionu z XIX w. a także wiele obrazów, głównie autorów francuskich. Z perełek mieliśmy okazję zobaczyć autoportret Rembrant'a, obrazy Cezanne'a oraz jedno dzieło Picassa.  

Po kulturalnej niedzieli, przyszedł czas na poniedziałek ze sprzątaniem. Przybyłam do domu klienta, a on wytłumaczył mi, czego oczekuje. Pokazał mi mieszkanko - zażyczył sobie ścierania kurzu, odkurzania, umycia kuchenki itp. A na koniec wskazał mi deskę do prasowania oraz z dziesięć koszul i powiedział, żebym zaczęła od tego. Nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać :) Nienawidzę prasować. A co więcej, nigdy mi to dobrze nie wychodziło. Cóż było jednak robić, przecież mu tego nie powiem, a koszule czekają. Zabrałam się więc dzielnie do roboty. I może nawet te koszule nie wyglądały najfatalniej, gdyby się nie okazało, że nie jestem w stanie opanować rękawów. Były jakieś dziwne, za nic nie chciały się tak złożyć, żeby ja można było ładnie rozprasować. Jakby materiału było za dużo (nawet sprawdziłam po powrocie do domu koszule Łukasza, bo już myślałam, że może naprawdę jest ze mną tak źle - ale nie, te nasze są normalne, nie wiem o co chodzi). Także zmasakrowałam te jego rękawy i tylko się zastanawiałam, czy on sprawdzi potem te koszule. Bo przecież musiałam tam jeszcze posprzątać. Ale minęła godzina, ja ogarnęłam mieszkanie, a on nic o koszulach nie wspomniał. Wyszłam więc i kamień spadł mi z serca, że przynajmniej nie musiałam wysłuchiwać jego uwag (bo przecież i tak bym mu nie mogła poprawić tych koszul, a i wytłumaczyć mu za wiele też bym nie umiała). Ciekawe, kiedy zauważy, jak urządziłam jego garderobę. Mam nadzieję, że sobie poradzi i że nie ma jutro jakiejś ważnej konferencji, bo może się okazać, ze mimo dziesięciu świeżutko wypranych i odprasowanych koszul, nie ma się w co ubrać...

A wieczorem dnia dzisiejszego pojawiło się kolejne światełko w tunelu. Nic na razie nie napiszę, żeby nie zapeszyć. Powinnam wiedzieć jutro - trzymajcie kciuki :) W każdym bądź razie, w związku z tą nową nadzieją, w trybie natychmiastowym zerwałam moją umowę z firmą sprzątającą (co biorąc pod uwagę moje dzisiejsze przygody z żelazkiem, klientom chyba wyjdzie tylko na dobre ;) Choć z drugiej strony uważam, że sprzątam jednak całkiem nieźle :). 

Na dobranoc oczywiście słówko: le repassage (czyt. le repasaż) - prasowanie :) 

Uciekam spać, bo jutro ważny dzień. Ważą się losy na obczyźnie :) Dobranoc!

3 komentarze:

  1. kciuki trzymam i to mocno, aż się boje o palce co mi z niedokrwienia odpadną pewnie do wieczora....tylko za co ja je tak mocno trzymam???

    OdpowiedzUsuń
  2. trzymać i nie puszczać, musi być jeden zero dla Polaków ;))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Za pracę, za pracę Bełcik :) Ale jeszcze nic nie wiadomo na 100%, więc jeszcze Cię potrzymam w niepewności. I czasem palce rozprostuj ;)
    Oby Elwis, oby :)
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń