środa, 24 listopada 2010

Miasto palm i marynarki wojennej :)

Dziś wybraliśmy się na wycieczkę do Tulonu, który jest stolicą departamentu Var. Miasto to ma trochę inny charakter niż te zwiedzane przez nas dotychczas, które cechowały się centralnie położonym starym miastem z mnóstwem wąskich uliczek i małych kamieniczek. W Tulonie natomiast przeważająca jest wyższa zabudowa, około 6cio piętrowa, kojarząca się mi z alpejskimi Włochami i nadmorskimi miejscowościami Lazurowego Wybrzeża. Jest tam też dużo ogromnych bloków mieszkalnych. Mimo to miasteczko bardzo nam się podobało. 
Jedna z głównych ulic w okolicy portu
Znajduje się w nim główna baza francuskiej marynarki wojennej, jest tu w związku z tym wiele terenów wojskowych. Z daleka mieliśmy jednak okazję podziwiać francuską flotę. Jeden ze statków poobserwowaliśmy nawet dokładniej, ponieważ wciąż "kręcił się" przy wejściu do portu. 
Łukasz prezentuje lotniskowiec wielozadaniowy Cavour 550 (jest to flagowy okręt marynarki wojennej, tyle że włoskiej :)
Nasze zwiedzanie miasteczka rozpoczęliśmy od okolic portowych. Znajduje się tam mnóstwo wszelkiego rodzaju statków - od malutkich drewnianych łódek, po ogromne promy.
Zimowa moda na deptaku przy porcie
W poszukiwaniu biura informacji turystycznej zapuściliśmy się w uliczki starego miasta i trafiliśmy na targ (na którym ja polowałam na jakieś buty, w czym pomagała mi Elwira, natomiast Łukasz zajmował się fotografowaniem, by jakoś znieść trudne chwile, gdy kobiety oddają się zakupom. A raczej próbują, się oddawać, bo na targu niczego nie znalazłyśmy).  
Warzywka (w tle Polki na zakupach ;)
W drodze na tulońskie plaże napotkaliśmy 20piętrowy blok stojący nad samym morzem. Zgodnie uznaliśmy, że to doskonały punkt widokowy. Wjechaliśmy zatem na ostatnie piętro z okien uwieczniliśmy panoramę miasta. Polak potrafi :) 
Widok na port

Panorama z okien po drugiej stronie wieżowca :)

A oto i nasz punkt widokowy (a zarazem nasze pierwsze zdjęcie z palmą w czapkach :)
Idąc dalej trafiliśmy do Tour Royale, która niestety nie byłą dostępna do zwiedzania w okresie jesiennym, ale za to obeszliśmy ją z wszystkich stron podziwiając widoki. 
Przed bramą wieży

Urocza zatoczka, w sam raz dla zakochanych :)
I w końcu stało się - dotarliśmy na plaże. Cudowne miejsce. Przepiękne. Usiedliśmy na ławce z widokiem na plaże i mały okrągły fort i to właśnie miejsce mnie urzekło. Piękna plaża, palmy przy nadbrzeżu. Ach, chciałoby się tam zostać. 
Jest i plaża!

Radość :)
Czy może być coś cudowniejszego niż mieszkanie nad samym Morzem Śródziemnym? Też kiedyś zamieszkamy w Tulonie! :)))
Po tych zapierających dech w piersiach doświadczeniach plażowych wyruszyliśmy z powrotem do centrum, aby zwiedzić stare miasto. Posililiśmy się w Subwayu, a mi udało się nawet zakupić buty (minusem burżujskiego Aix jest to, że tu nie ma żadnych tanich sklepów). Ruszyliśmy dalej, tym razem by podziwiać architekturę :)
Plac przed budynkiem opery (z prawej)

Place de la liberté
Powycieczkowe słówko na dziś: le palmier (czyt. le palmie) - palma. 
Pozdrawiamy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz