piątek, 27 sierpnia 2010

Przegląd tygodnia.

Postanowiłam napisać notkę w domu, na moim laptopie, a gdy tylko będę na necie wrzucić ją na bloga.
Jest czwartek 22:15.

Poniedziałek
Przeprowadziliśmy się do naszego mieszkania, wysprzątaliśmy je trochę i wreszcie rozpakowaliśmy walizki - w końcu poczuliśmy się tu jak u siebie. Poszliśmy też do EDFu, by dostarczono nam prąd. Miało to być zrobione od ręki i bez kłopotu, ale okazało się jednak, że nie w tym przypadku. Pan z EDFu nie mógł znaleźć w systemie naszego budynku, problem był też ze znalezieniem osoby, która mieszkała w tym mieszkaniu przed nami. Więc ten pan (który trochę rozumiał po angielsku) odesłał nas do innego pana, który zapytany przez nas oświadczył, że w ogóle nie mówi po angielsku, po czym zaczął nam spokojnie wszystko wyjaśniać po francusku :) Na koniec tylko zapytał, czy coś zrozumieliśmy :) Na szczęście trochę zrozumieliśmy. W dalszych zmaganiach z EDFem pomogła nam właścicielka naszej kawalerki.

Z powodu braku prądu nie mogliśmy podłączyć lodówki i dalej jedliśmy głównie bagietki, albo kebab jakiś. A po 21:00 robiło się już ciemnawo, więc chodziliśmy wcześniej spać.

W poniedziałek ubezpieczyliśmy nasze lokum, co może nie jest nadzwyczajnym wyczynem, ale należy wspomnieć, że ubezpieczaliśmy je u kobiety, która nic nie rozumiała po angielsku. Było przekomicznie, bo ona coś mówiła, my nie rozumieliśmy i nawet jak powtórzyła drugi raz, to przecież dalej nie weidzieliśmy o co chodzi. Ale najważniejsze, że się udało, zapłaciliśmy i dostaliśmy papier potwierdzający ubezpieczenie - który to był nam potrzeby żeby założyć konto w banku, a konto w banku potrzebne właściwie do wszystkiego (nawet dla EDFu, ale tam syn naszej właścicielki podał jej konto, bo my jeszcze nie mieliśmy).

Wtorek
Właściwie cieżko mi powiedzieć, co robiliśmy we wtorek, czyli się obijaliśmy :) Na pewno byliśmy w parku, o którym powiedział nam Filip, że jest w nim masa dzieciaków siedzących grupkami na trawie (inne parki, które tu widzieliśmy wcale nie były zbyt uczęszczane). I faktycznie dzieciaków było pełno, a co nam się też spodobało było tam odgrodzone miejsce do gry w boule, gdzie głównie starsi Francuzi rzucali sobie kulkami.

Środa
Otworzyliśmy konto we francuskim banku BNP Paribas. A że nie mieliśmy netu, to wybór banku był dość przypadkowy - po prostu weszliśmy w poniedzialek do jakiegoś i pani nas umówiła na spotkanie. Pani w banku na szczęście rozumiała angielski, więc szło to sprawnie, podpisałam masę papierów (bo jako że umowa na mieszkanie jest na mnie, to ubezpieczenie jest na mnie, więc i konto na mnie) i mamy już konto. Jedyne zdziwienie było wtedy, gdy dowiedzieliśmy się ile musimy płacić miesięcznie za kartę bankomatową, bo u nas placi się tylko za jej wyrobienie i to chyba coś koło 25 złotych. A tu tyle płacimy za miesiąc, no ale jak pisalam, nie wiemy czy to jakiś drogi bank, czy nie, bo nie mamy jak sprawdzić.

Podpisaliśmy też umowę na internet (do tego potrzebne nam było konto w banku, ale je juz przecież mieliśmy). Okazało się że router wysyłany jest pocztą i ma do nas dojść w przeciągu 10 dni, ale powinniśmy wcześniej dostać dostęp do WiFi. Także czekamy.

Po wyczerpujących (mnie i moje rozmówczynie) rozmowach telefonicznych udało nam się także umówić na spotkanie w ichnim urzędzie pracy na poniedziałek 30 sierpnia. Zarejestrować się na to spotkanie próbowaliśmy od poniedziałku przez internet, ale ciągle wyskakiwał nam jakiś błąd na ich stronie. Jak się jednak okazało oni też nie wiedzieli co z tym zrobić, i nam poradzili zapisać się przez telefon. Siebie jeszcze jakoś umówiłam, choć ciężko szło, nie obyło się bez "eee" "yyy" i chwil ciszy. Ale wyznaczyli mi datę spotkania. Łukasz jak zobaczył jak mi to poszło, wiedział już, że on tym bardziej nie da rady, więc musiałam wykonać kolejną rozmowę. Przy pierwszej z nich szło tak źle, że babka chyba uznała, że robimy sobie jaja i się rozłączyła. Na szczęście druga była bardziej cierpliwa i jakoś zniosła te moje dukanie i wyznaczyła też spotkanie dla Łukasza.

Zapomniałabym! W środę, jako że mieliśmy w końcu prąd, mogliśmy włączyć lodówkę! Poszliśmy więc na zakupy, kupiliśmy sobie trochę jedzenia i nawet zjedliśmy pierwszy konkretny obiad, czyli makaron z sosem napoli :) mniam :)
O! Jeszcze jedno. W środę Łukasz złamał jedyne krzesło, jakie mieliśmy w mieszkaniu i trochę się obił, ale na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Narzekaliśmy, że krzesło jest jedno, więc problem już się rozwiązał ;)

Czwartek
Chodziliśmy po hotelach i rozdawaliśmy nasze CV, tam gdzie je chcieli. Do Łukasza nawet oddzwonili i mówili mu o jakiejś pracy na pół etatu od września, jako kelner klientów anglojęzycznych, ale mają się jeszcze w tej sprawie odzywać.

A wieczorem w środę i w czwartek wybraliśmy się na koncerty w centrum miasta, odbywające się w ramach festiwalu "Musique dans la rue". Koncerty odbywają się w podwórzach starego miasta, co jest bardzo klimatyczne - siedzieć sobie na świeżym powietrzy, patrzeć w niebo i na platany i słuchać skrzypiec, trąbki czy pianina. A dziś byliśmy na koncercie o 20:30 i nawet nietoperz sobie latał :)

W ogóle to jest strasznie gorąco. W czasie dnia, gdy świeci słońce to staramy chować się w cieniu, a w domu bierzemy zimne prysznice (choć prysznic mamy zepsuty, i woda nie bardzo leci przez "słuchawkę", ale ochlapać się można). Niestety w domu też jest gorąco, więc te prysznice nie pomagają na długo. I cały czas chce się pić, choć to wynika pewie z tego, że nie przebywamy prawie w ogóle w chłodnych miejscach - tylko czasem w sklepach, albo dziś w tych hotelach, przez te klika chwil, mogliśmy odetchnąć od upału w klimatyzowanym wnętrzu.

Starczy chyba tych newsów :) Pozdrawiamy wszystkich gorąco, upalnie nawet! :)

4 komentarze:

  1. Bardzo fajnie się czyta wieści od Was :) Super że już załatwiliście tyle spraw i wszystko jest na dobrej drodze :) Pozdrowienia z deszczowego Wrocławia!

    Piotrek i Marcelina

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ze wszystko Wam się pomału układa.Dalej tez będzie na pewno dobrze.Pozdrowienia i miłego weekendu.Rozkoszujcie się urokami okolic.A u nas deszczowo i jesiennie.Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale super przegląd tygodnia! :) Widze, że u was ciągle sie coś dzieje. jestem pod ogromnym wrażeniem, że załatwiliście już tyle spraw i to w jezyku francuskim! :P trzymam kciuki za poszukiwania pracy i wizytę w urzedzie pracy! Koniecznie napiszcie jak było. Byłoby super gdyby Łukasz sie załapał na te pracę jako kelner. Zawsze byłby to już jakiś początek! :) Pozdrawiam Was gorąco z deszczowej i chłodnej Polski. Zazdroszczę tych upałów! Wy już pewnie macie ich dosyć ;) A ja jestem wiecznie "niedogrzana" :p Na szczeście 1 września lecę do Bułgarii na tydzień i tam mam nadzieję się pogrzać w słoneczku :) Bużka!
    Asiek
    PS: Zgadnijcie gdzie wczoraj zawiozłam moich rodziców? Byliśmy w Dzierżoniowie i wyciągnęłam ich do Zygmuntówki! :) Kozy żyją, nawet muflony sie pasły na tym stoku obok :) A Bogdan o dziow był trzeźwy :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozdrawiamy Was wszystkich i ślemy trochę prowansalskiego słońca :)

    Asiek, ale fajnie, że zabrałaś rodziców do Zygmuntówki; dobrze że kozy w dobrym zdrowiu a Bogdan w trzeźwości :) Miłego wypoczynku w Bułgarii!

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń