czwartek, 2 września 2010

Weekend.

Dostaliśmy w końcu dostęp do Wi-Fi - nawet sobie nie wyobrażacie jak się cieszymy! Na kafejki wydaliśmy już masę kasy, ciągle musieliśmy latać na miasto, aż w końcu możemy szukać pracy normalnie od siebie z domu :) Jupi!!

Na razie Wam wklejam posta, którego napisałam kilka dni temu, a wieczorem postaram się napisać więcej o naszym szukaniu pracy w tym tygodniu.


Dalej nie mamy netu, więc znów piszę do Was w domu, a wkleję jak tylko będzie okazja. Jest niedziela 21:28.

Co to się u nas działo przez te ostatnie dni?

Tak więc w piątek byliśmy jeszcze w kilku hotelach z naszej listy do rozniesienia CV, ale były to hotele o coraz mniejszej ilości gwiazdek, często małe, i częściej pojawiały się uwagi, że skoro chcemy tu pracować to musimy znać język. W dużych, sieciowych hotelach raczej nie było tego problemu, na recepcji można było spokojnie pogadać po angielsku i pozwalali nam zostawić CV.

A w piątek wieczorem wybraliśmy się do co centrum handlowego na przedmieściach - w Les Milles (takie ichnie Bielany). Głównie interesował nas Carrefour, gdzie chętnie podjęlibyśmy pracę jako rozkładacze towaru, lub inni mało wykwalifikowani pracownicy na sklepie lub magazynie. Carrefour ten w ogóle jest ogromny, chyba największy market jaki widziałam. A otoczony jest oryginalnym, piętrowym parkingiem - dookoła marketu jest jakby takie rusztowanie dwupiętrowe i na nim można parkować, całkiem to sprytne bo pewnie pojemne, ale wygląda dziwnie. W Carrefourze natomiast na pasażu była tablica na temat rekrutacji oraz skrzynka, do której można było wrzucić CV i list motywacyjny. Wrzuciliśmy więc nasze CV i mamy nadzieję, że nas wylosują ;) Jednak jako, że nie wiemy czy ktoś tę skrzynkę opróżnia, chcemy się też zarejestrować na ich stronie. Co uczynimy na pewno, gdy tylko będziemy mieli net.

W sobotę, uznając że praca w markecie to nie lada gratka (bo markety są tu w większości zamknięte w niedzielę) udaliśmy się do Geanta, który jest całkiem niedaleko naszego mieszkania. Tam nam powiedziano, że trzeba przynieść CV i list motywacyjny. Uznaliśmy więc, że trzeba będzie jakoś spłodzić ten list, bo jest coraz bardziej potrzebny (a mieliśmy nadzieję, ze obejdzie się bez listu, bo jednak z naszym francuskim jest dosyć kiepsko). Wybraliśmy się więc do naszej ulubionej kafejki internetowej w centrum i ściągnęliśmy kilka przykładowych listów - będziemy musieli coś z nich sklecić, co będzie nie lada wyzwaniem, bo nie mamy przecież netu, czyli nie mamy słownika :) Ciągle mamy nadzieję, ze dostaniemy list od naszego dostawcy internetu, który to przed wysłaniem routera, miał nam wysłać hasło do WiFi, ale jak na razie żadna poczta do nas nie dotarła, ani w związku z netem, ani z banku. Codziennie z nadzieją w sercach zaglądamy do skrzynki, a tam tylko gazetki z marketów :)

I nadeszła niedziela, czyli czas odpoczynku :) Tym razem wybraliśmy się do Arles. Zwiedziliśmy tam stare miasto, w którym największymi atrakcjami są rzymski teatr antyczny z pierwszego wieku przed naszą erą oraz amfiteatr z pierwszego wieku naszej ery. Rzymskie budowle Arles znajdują się na liście UNESCO, jako światowe dziedzictwo kultury. W mieście tym jest także wiele średniowiecznych budowli. Pospacerowaliśmy się też brzegiem Rodanu. A ze akurat kończył się tydzień imprez związanych ze starożytnym Rzymem, obejrzeliśmy pokaz walk gladiatorów.
Zobaczcie sami.













Aha, muszę jeszcze wspomnieć, że w sobotę i niedzielę, wiał strasznie silny wiatr. W czasie dnia, w słońcu był on całkiem przyjemny, bo nie czuło się upału. Jednak wieczorem, w cieniu ja nawet trochę zmarzłam. Łukasz był wiatrem zachwycony. Gdybym miała net to nawet bym sprawdziła, czy to był wiejący tu czasem mistral, czy też nie, ale nie mam więc i Wam nie powiem (Ha! Teraz mogę Wam jednak powiedzieć, ze był to mistral, bo wczoraj spotkaliśmy Filipa i z nim o tym rozmawialiśmy. Strasznie silny ten wiatr i bardzo zimny. W ogóle już się tu trochę ochłodziło i wieczory są dość chłodne, a ja ciągle nie mogę się przestawić chodzę w sandałach a wieczorem marznę).

Pozdrowionka!

4 komentarze:

  1. Świetnie ze macie neta - możecie żyć jak ludzie ;-) na pewno pomoże wam to szukać pracy w czym Wam bardzo z żoną kibicujemy!

    Świetne krajobrazy. Co do przestawienia się na chłodniejsze dni to tak wlasnie mialem jak wrocilismy z podrozy pośl. przychodze w sandalach do pracy a tu pada :P ale u was takie oziebienie jak w Polandzie jeszcze nie tak predko chyba przyjdzie...

    pozdr

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, po hiszpańskich upałach to powrót do deszczowej Polski nie jest łatwy. U nas na szczęście nie pada, ale wieczorami jest już chłodno - ale pewnie nie tak bardzo jak w Polsce.

    Wraz z mężem serdecznie pozdrawiamy Ciebie z Żoną :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ tam u Was cieplutko jeszcze,ehh u nas pomarzyć można tylko o tak ciepłym słoneczku.Trzymam mocno kciuki za poniedziałkową próbę Łukasza:))I aby do Ciebie Niczkusiu odezwali się z tych cudownych i aromatycznych hamburgerów:))Wierzę że jakby co to będziesz najlepszą sprzedawczynią pod słońcem!!!:))A Łukasz najprzystojniejszym i wytwornym kelnerem:))Ściskam Was mocno i cały czas trzymam za Was mocno kciuki!!!:))Buziaczki Kochani, Kasia

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Kasieńko :) Twoje trzymanie kciuków jest nam bardzo potrzebne, bo jak na razie wciąż się do mnie nie odzywają ani z hamburgerów ani z żadnej innej pracy. Zobaczymy jak dziś pójdzie Łukaszowi. Pozdrawiamy gorąco i ślemy buziaki !!!

    OdpowiedzUsuń