niedziela, 19 września 2010

Nadjeziorne atrakcje w Vitrolles.

Dziś z rana było dość chłodno i wiał zimny wiatr, dlatego też na początku wycieczki trochę zmarzliśmy. Oczywiście ja najbardziej, bo mi jest zawsze najbardziej zimno :) I mimo, że ja miałam cienki sweter, a obie z Elwirą byłyśmy opatulone chustami, to po gołych nogach hulał zimny wiatr. Jednak ponieważ, gdy wychodziliśmy z domu, niebo było bezchmurne, ubraliśmy się w stroje kąpielowe licząc na plażowanie i kąpiele w jeziorze. 

Wysiedliśmy w Vitrolles na dworcu i ruszyliśmy w poszukiwaniu plaży. Niestety nie mieliśmy mapy, bo biuro informacji turystycznej było zamknięte. Elwira zrobiła fotkę mapy wywieszonej w witrynie, żebyśmy mieli cokolwiek. Kierowaliśmy się w stronę jeziora, niestety okazało się, że na naszej drodze znalazły się tory kolejowe i autostrada, ale pokonaliśmy dzielnie wszelkie przeszkody. 

Jezioro, nad które dotarliśmy (Étang de Berre), jest ogromne. Znajduje się nad nim lotnisko Marsylii, dlatego też cały czas mogliśmy obserwować startujące i lądujące samoloty. Wokół jeziora usytuowane są również różne fabryki czy zakłady przemysłowe, bo sporo było tam kominów i różnych innych dziwnych zbiorników.
Dotarliśmy nad brzeg jeziora i okazało się, że przy plaży, na terenie campingu jest targ ze starociami - czyli pokaż innym, co masz w szafie tudzież w piwnicy. Ale spacer po targu nie był bezowocny - Elwira nabyła okulary przeciwsłoneczne (bo akurat jej się rano zepsuły), a Łukasz dostał szachy magnetyczne :) Nieopodal znajdował się też zwierzyniec, w którym były kozy, wielbłądy, małe koniki, lamy, byki i tego typu atrakcje. Dowiedzieliśmy się tam dzisiaj, dzięki bystremu oku Łukasza, że tylne nogi wielbłąda zginają się w dwóch miejscach, czyli mają one jakby dwa kolana, jedne się zginają do przodu, a drugie do tyłu, wiedzieliście?

Po obejrzeniu wszystkich tych niebywałych atrakcji, poszliśmy na plażę, bo choć wciąż wiało, to w końcu po to tu przyjechaliśmy. Niestety z pływania nic nie wyszło, bo odstraszył nas zimny wiatr. My z Łukaszem plażowaliśmy w ubraniu, ale Elwira zaszalała i się nawet opalała. Po pewnym czasie, gdy znudziło się już nam patrzenie na startujące samoloty i kominy na drugim brzegu, po kilku partyjkach w AtariGo i jednej rozgrywce szachowej, postanowiliśmy się jeszcze pokręcić po okolicy. Idąc wzdłuż plaży dotarliśmy do obszaru specjalnej ochrony ptaków, gdzie były flamingi!!! W jednym miejscu było sporo ludzi z rozstawionymi lornetkami i jeden z nich zaproponował nam pooglądanie flamingów - super! Było widać dokładnie ich różowe dzioby i nogi :) 

A teraz część fotograficzna. Voilà.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz