czwartek, 23 września 2010

Siesta z winną degustacją.

Trzeci dzień pracy w polu zaczął się całkiem spokojnie, bo zarządzający nami Philippe ciągle gdzieś odjeżdżał traktorem i mieliśmy sporo przerw. Raz przyjechał ze swoim małym synkiem, który kierował traktorem, innym razem jakaś kobieta wyłoniła się z domu na terenie winnicy i zaczęła robić Philippe'owi zdjęcia, nawet nam grupową fotkę zrobiła. Także całkiem to sielankowo wyglądało, gdyby nie ból pleców oczywiście. Łukasz znów się dziś załapał na fuchę "wiadrowego", więc on się specjalnie nie nazginał i nie namęczył. 

Za to w czasie przerwy na lunch spotkała nas miła niespodzianka, bo Philippe przyniósł nam do spróbowanie zeszłoroczne różowe wino. Więc każdy sobie wypił po lampce. Potem położyliśmy się na ziemi, żeby odpocząć. Łukasz nawet zasnął, a mnie też na spanie brało po tym winie, ale właśnie gdy już, już prawie byłam w objęciach Morfeusza trzeba było wstawać i kontynuować pracę. Półprzytomna i prawie pijana musiałam znów schylać się i ciąć krzaczyska sekatorem, ale ból w plecach okazał się całkiem dobrym środkiem na otrzeźwienie. Na szczęście pracowaliśmy tylko do 16.30, więc jakoś przetrwałam.

Jutro nie pracujemy, bo mają być deszcze i burze. Weekend też mamy wolny, ale najprawdopodobniej jeszcze sobie będziemy mogli pościnać winne kiście w poniedziałek i wtorek. 

Aha! W sobotę mam kolejną rozmowę o pracę! Tym razem na stanowisko sprzedawczyni w piekarni/cukierni. Trzymajcie kciuki :) 

To może jakieś słówko prosto z pola: le seau (czy. le so) - wiadro :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz