wtorek, 28 września 2010

Rozmowa kwalifikacyjna z prawdziwego zdarzenia.

Dziś wybraliśmy się do Luynes, na moją rozmowę w International Bilingual School of Provence. Wszystkie moje poprzednie rozmowy, wyglądały mniej więcej tak:
- kiedy możesz zacząć? 
- pasuje Ci praca wieczorami? 
- pracowałaś już w lodziarni/kwiaciarni (niepotrzebne skreślić)?
- jest dużo innych kandydatów, więc po spotkaniu wszystkich oddzwonimy (jaaaasne, bo ja życia nie znam :) choć zwracam honor pani ze stołówki - ona jedna oddzwoniła). 
Rozmowa w piekarni odbyła się nawet na stojąco w zakątku zaplecza, gdzie przy piecu krzątał się piekarz.

A tutaj wszystko profesjonalnie (ale trudno się dziwić, to chyba jakaś droga szkoła dla dzieci bogatych snobów - 2 korty tenisowe, odkryty basen, a wszędzie dzieciaki gadające po niemiecku, angielsku, czy francusku). Mój rozmówca przyjął mnie w małej salce konferencyjnej (w której na początku była jeszcze jedna kobieta, a drzwi do kolejnej sali były uchylone i był tam przynajmniej jeden facet - więc sporo było świadków tej całej komedii), uścisnął mi dłoń i wskazał krzesło. Nawet zauważył, że tylko trochę mówię po francusku (więc spodziewałam się, że może w takim razie będziemy mogli rozmawiać po angielsku, w końcu wszyscy tu są bilingualni), po czym przystąpił do prezentacji tej szkoły ... po francusku :) 

Ale lepsze rzeczy miały się jeszcze wydarzyć. Po zakończeniu swej opowieści, poopowiadał mi jeszcze o warunkach pracy a potem powiedział bym teraz ja się zaprezentowała :))) Dobre sobie - jestem Polka, szukam praca ;) Później zapytał mnie o moje doświadczenia zawodowe. Ja cały czas coś dukałam nieskładnie, a on mówił do mnie powoli i wyraźnie, by ta konwersacja choć w najmniejszym stopniu przypominała rozmowę. Doszliśmy w końcu do nieodłącznego punktu każdej rozmowy kwalifikacyjnej, czyli pytania o wady i zalety. Oczywiście ja nawet nie zrozumiałam tego pytania, bo przecież aż tak się do tej rozmowy nie przygotowywałam (na szczęście zawsze mogłam się ratować dopytaniem po angielsku). Ja nawet w Polsce nie wiem, co mam odpowiadać na takie pytania :) Także rozmowa wypadła naprawdę wesoło :) Wprawiła mnie w doskonały humor, bo takiego doświadczenia we Francji to jeszcze nie miałam. Niestety jeszcze mi daleko, do tego, by w takich rozmowach uczestniczyć :)

Jutro na pole, więc kończę już tą moją pisaninę.
Jeszcze słóweczko na dziś - la blanchisserie (czyt. bląszisri) - pralnia.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz